+1
Tom Stedd 7 września 2017 21:34
Przyznam, że trochę obawialiśmy się wyjazdu na Ukrainę. Jak wiadomo, przekonanie o zacofaniu tego kraju jest w Polsce powszechne, o skłonności do pijaństwa i niechęci do Polaków nie wspominając. Tymczasem okazało się, że pobyt w Kijowie był bardzo udany i pozostaje mieć nadzieję, że podobnie jest w mniejszych ukraińskich miastach.
Lot do Kijowa dzięki Wizzair, noclegi dzięki https://makemytrip.com – z tego połączenia musiało wyjść tanio (ok. 250 zł za loty w dwie strony dla dwóch osób i niecałe 30 euro za trzy noclegi w trzygwiazdkowym Hotelu Mir).



Po wyjściu ze strefy przylotów od razu natykamy się na punkty sprzedaży kart sim – dla przypomnienia, telefonowanie z/na polski numer jest bardzo drogie, ponieważ nie obowiązują zasady roamingu w Unii Europejskiej. Dla przykładu - minuta rozmowy w mojej taryfie kosztowałaby 7 zł, a SMS lub MMS 1 zł. Zastanawialiśmy się, czy nie kupić karty (75 hrywien, czyli około 12 zł), ale ostatecznie sprzedawczyni zajęła się innymi klientami, a my odeszliśmy nie zatrzymywani przez nią.
W relacji forumowicza o Kijowie wyczytałem, żeby nie korzystać z drogich taksówek sprzed lotniska, tylko poszukać taryfy w pobliżu. Znaleźliśmy samotnie stojącą taksówkę i zapytałem, ile będzie kosztował kurs do Hotelu Mir. Krótka odpowiedź: „Sto hrywien” (ok. 16 zł) i bez targowania wsiedliśmy. Dystans 8 km pokonaliśmy szybko, a emocje podczas jazdy były duże. Dowiedzieliśmy się, że można jechać w trzy samochody dwoma pasami ruchu, skręcać bez używania kierunkowskazów, wbijać się w każdą przerwę w kolumnie pojazdów i poznaliśmy kiepski stan dróg. Na szczęście obyło się bez kolizji i dojechaliśmy pod hotel, który i z zewnątrz, i wewnątrz prezentował się bardzo przyzwoicie. Polecamy ten obiekt.





Jako że było już po południu, postanowiliśmy poszwendać się po okolicy. Kilka spostrzeżeń: na ulicach Kijowa są setki, o ile nie tysiące, punktów sprzedaży … kwiatów. Jeszcze więcej jest miejsc, gdzie można napić się kawy lub herbaty – sprzedawane są wszędzie. I w kawiarenkach, i z samochodów, i w budkach, i w przejściach podziemnych. Ja nie stosuję tej używki, więc mnie nie wzruszyło to bogactwo smaków i zapachów, ale kawosze i herbaciarze byliby wniebowzięci.
Odwiedziliśmy oczywiście całkiem spory sklep spożywczy i przeżyliśmy zaskoczenie. Przyznam się, że sądziłem, że na Ukrainie ceny będą bardzo niskie, a tymczasem okazało się, że są w większości porównywalne z polskimi lub nawet większe. Czy to dotyczy tylko Kijowa, a w mniejszych miastach jest taniej? Nie wiem. Dla porównania podaję ceny kilku wybranych artykułów spożywczych: mały chleb 1,40 zł, najtańsze piwo 1,40 zł, piwo średniej jakości 3,20 zł, małe chipsy 90 gr, puszka tańszych ryb 1,90 zł, parówki 16 zł/kg, banany 4,20 zł. Tańsze, i to zdecydowanie, są papierosy (od ok. 3,50 zł) i mocniejszy ukraiński alkohol.
Wieczorkiem przejechaliśmy się jeszcze metrem i to tyle atrakcji pierwszego dnia. W Kijowie jeżdżą trzy linie, a biletami są plastikowe żetony kupowane albo w kasach przy bramkach, albo w automatach na banknoty o określonych nominałach. W sumie to bardzo ciekawe rozwiązanie, a na pewno praktyczne. Przejazd kosztuje 5 hrywien, czyli ok. 80 gr i można jeździć metrem aż do momentu wyjścia przez bramki. Jeśli przesiadamy się z jednej linii na drugą bez wychodzenia na powierzchnię, to nie trzeba kupować nowego żetonu. Niektóre stacje metra są bardzo ciekawe, np. najgłębiej położona stacja Arsenalna, z której wyjeżdża się na powierzchnię prawie 5 minut.





Pobyt w Kijowie nie był zaplanowany szczegółowo, nie mieliśmy nawet mapy miasta, a jedynie wiedzieliśmy o kilku ciekawszych miejscach. Uznaliśmy, że dobrym sposobem na zagospodarowanie drugiego dnia pobytu będą dwie wycieczki free tour. Podjechaliśmy metrem na Plac Niepodległości – Majdan Nezałeżnosti i zobaczyliśmy na żywo miejsce, gdzie od listopada 2013r. toczyły się krwawe walki zwane Euromajdanem. W ciągu kilku miesięcy protestów i walk zginęło kilkaset osób i pamięć o nich jest szczególnie widoczna na placu i ulicy Instytutskiej.



















Pierwsza wycieczka free tour przyciągnęła około 30 osób z całego świata. Przewodnikiem był bardzo komunikatywny Ukrainiec, który bardzo ciekawie opowiadał o obiektach, które mijaliśmy. Na zdjęciach możecie zobaczyć kilka najciekawszych z nich:

- budynek filharmonii


- czteropiętrowe dawne muzeum Lenina


- park Volodimirska Girka i widok z niego


- budynki rządowe


- Monaster św. Michała Archanioła o Złotych Kopułach










- Cerkiew św. Andrzeja







- ciekawy plac zabaw









- Sobór Mądrości Bożej (Sobór Sofijski)



- Złota Brama (Golden Gate)







Drugi free tour rozpoczął się również na Placu Niepodległości, ale tym razem udaliśmy się grupą w innym kierunku. Co ciekawe, przewodnik był ten sam, co na pierwszym spacerze.







Przeszliśmy ulicą Luterańską, przy której skupiły się najbardziej luksusowe marki, jak Prada, Louis Vitton, czy Gucci. Zaparkowane luksusowe samochody potwierdzały tylko status tej w sumie niedługiej ulicy.



Następnie rzuciliśmy okiem z boku na tzw. Dom z chimerami (inaczej Dom Horodeckiego) - stanowi on jedną z rezydencji prezydenta Ukrainy. Widok z boku nie był za bardzo imponujący.



Przewodnik twierdził, że dojście w pobliże jest trudne, bo teren jest chroniony przez wojsko i rzadko zdarza się, żeby dopuszczono turystów w pobliże. Jakież było nasze zdziwienie, gdy okazało się, że jednak będziemy mogli przez obok szlabanów i podejść stosunkowo blisko rezydencji prezydenta przy ul. Bankowej.







Kolejne odcinki spaceru to pobliskie budynki administracji publicznej i rządowej, w tym parlament (Werchowna Rada), w którym wg słów przewodnika pracuje się kilka dni w roku, a wówczas na parkingu przed można spotkać najnowsze modele luksusowych samochodów należące oczywiście do nieskorumpowanych parlamentarzystów.





Zdecydowanie przyjaźniejsze były kolejne etapy spaceru, jak wiecznie remontowany Pałac Maryński i pobliski Park Maryński, w którym można było np. pojeździć na rowerze, seagway’u lub … konno. Teren ten to również doskonałe miejsce widokowe na drugi brzeg Dniepru.









Dalsza trasa wiodła koło stadionu Dynama Kijów i przez most zakochanych, na których zgodnie z tradycją wiesza się kłódki symbolizujące trwałość uczuć.







Wkrótce doszliśmy do reliktu czasów minionych, czyli Łuku Przyjaźni Narodów, który miał symbolicznie łączyć Wielką Rosję i Wielką Ukrainę. Symbolem tego byli dwaj mężczyźni na pomniku, z których jeden był Rosjaninem, a drugi Ukraińcem. Obecnie na placu wokół Łuku odbywają się różne imprezy, spotkania, czy romantyczne randki.







Jako że przyjaźń między Ukrainą i Rosją już nie istnieje, to i pomnik został nieco „stuningowany” popularnym za naszą wschodnią granicą hasłem:



Co ciekawe, wśród pamiątek z Ukrainy można nabyć różne wersje papieru toaletowego z Putinem ozdobione stosownymi „pozdrowieniami” pod jego adresem. Z ciekawszych pamiątek warto wspomnieć o dziesiątkach rodzajów matrioszek (lalki wkładane w lalki), różne rodzaje koszulek, czapeczek i inne gadżety z napisami proukraińskimi, flagą narodową, czy hasłem „воля” (wolność).



Stanowi on herb Ukrainy w tzw. małej odmianie i składa się ze stylizowanych liter alfabetu ukraińskiego układających się w trójząb i napis „воля”. Jest obecny na każdym kroku – na budynkach, bramach, pamiątkach. Widać, że Ukraińcy są dumni ze swojego herbu i podkreślają wolność na każdym kroku.
Już po spacerze przeszliśmy jeszcze raz ulicą Instytucką i czytaliśmy informacje o ofiarach Euromajdanu. Nagle zauważyliśmy, że główna ulica przy Placu zostaje zamknięta przez policję dla ruchu i szybko pojawiają się na niej sprzedawcy kawy, waty cukrowej i różni mniej lub bardziej udani artyści. Nie za bardzo wiedzieliśmy, co się dzieje, ale widać było, że to początek jakiejś ciekawszej imprezy, tym bardziej, że pojawiło się kilka interesujących motocykli. Niestety, nieco strudzeni dniem udaliśmy się już metrem do hotelu.







Kolejny dzień (trzeci) to wycieczka do Czarnobyla, którą opisałem w tym miejscu:
https://spolecznosc.fly4free.pl/blog/3167/czarnobyl-prypec/

Czwarty, ostatni dzień pobytu w Kijowie to tylko przejazd na lotnisko i powrót do domu. I tutaj kolejne spostrzeżenie – jak na warunki prawie trzymilionowego miasta jest w nim stosunkowo mało oznakowanych taksówek. Spotkać można Ubera i jego klony, a także sporo przewozów prywatnych niczym z zewnątrz nie oznakowanych. Ja w metrze znalazłem reklamę taniego taxi, postanowiliśmy z niego skorzystać w drodze na lotnisko i poprosiliśmy o zamówienie taksówki recepcjonistkę z hotelu. Nie wiemy do tej pory, czy była to rzeczywiście taryfa, czy też jakiś jej znajomy, bo podjechał samochód z zewnątrz nie oznakowany, z fotelikiem dziecięcym na tylnym siedzeniu. Cena była akceptowalna i znana z góry (92 hrywny), więc bez obaw skorzystaliśmy z usługi i szczęśliwie dojechaliśmy na lotnisko. Sama kontrola bezpieczeństwa i odprawa przebiegły sprawnie i po godzinie lotu wylądowaliśmy w Lublinie.
Zaintrygowani Kijowem postanowiliśmy jeszcze raz do niego pojechać i mamy już kupione bilety na lipiec przyszłego roku. Bilety są tanie, lot krótki, więc bardzo polecam wizytę w tym ciekawym mieście.

Polecam zajrzeć na blog http://radosc-zycia-plus.pl. Spojrzenie na świat i podróże kobiecym okiem.

Dodaj Komentarz

Komentarze (1)

halczyn 24 września 2017 20:54 Odpowiedz
Odnosząc się do tego co piszesz o cenach, w mojej opinii zdecydowanie tańsze, aniżeli w Polsce są knajpy i jedzenie/picie na mieście, porównuję do "bywania" w Warszawie, Łodzi, Wrocławiu czy Trójmieście.