0
Tom Stedd 16 kwietnia 2017 20:12
Być może jest to pierwsza relacja z wyjazdu do Lourdes na www.fly4free.pl, dlatego będzie ona dosyć długa. Kilka cennych wskazówek, kilka porad, kilka wrażeń – postaram się was nie zanudzić.
Po pierwsze – niewielkie lotnisko w Lourdes oficjalnie nazywa się „Tarbes Lourdes Pyrenees” (nie mylić z niedalekim „Pau Pyrenees”) i znajduje się ok. 10-12 km od Lourdes. Nie wiem, czy stanowi bazę naprawczą lub swego rodzaju „cmentarzysko” dla samolotów, ale można spotkać na nim kilkanaście samolotów bez oznaczeń lub dosyć egzotycznych linii, jak np. Air Namibia. Przy dobrej pogodzie można dojrzeć oddalone o kilkadziesiąt kilometrów ośnieżone szczyty Pirenejów.







Po przylocie na lotnisku było troszkę ludzi, za to przy odlocie hala świeciła pustkami. Na około 2 godziny przed wylotem do Krakowa jedynymi pasażerami było kilku Polaków, którzy dotarli zgodnie ze zwyczajem odpowiednio wcześnie. Jedyną atrakcją dla nich była obserwacja podwieszonego pod sufitem samolotu.





Jak się można łatwo domyśleć, kontrola bezpieczeństwa i check-in przebiegły bez najmniejszych problemów i nader sprawnie. Lourdes nie jest zapewne zbyt popularne wśród większych przewoźników, dlatego nie powinny dziwić nazwy linii, których loty zaplanowano na Niedzielę Wielkanocną. Nie uważam się za wielkiego podróżnika, jednak przyznaję, że o części z linii w ogóle nie słyszałem.



Jak wspomniałem, z lotniska do miasta jest ok. 10-12 km. Daleko, jak na spacer, dlatego trzeba zdecydować się albo na wynajem samochodu, albo na komunikację lokalną, albo na taxi. Pierwszy sposób prosty tylko dla osób z kartami kredytowymi (ceny nie najniższe). Drugi teoretycznie najpopularniejszy, ale … To nie do końca prawda, ponieważ bardzo trudno dostać się lub wydostać z lotniska w niedziele i wieczorem. O ile na tygodniu jest sporo kursów, o tyle w niedziele praktycznie ich nie ma. Zapewne zmieni to się w najbliższym czasie, ale póki co komunikacja autobusowa szwankuje w niedziele i wieczorami.
Linię na lotnisko obsługuje m.in. autobus lokalny Tarbes – Lourdes -Luz-Saint-Sauveur (przystanek lotniskowy to Juillan Aeroport) i przejazd do Lourdes zajmuje niecałe 20 minut. Cena biletu to 2 euro (bilet normalny) lub 1 euro (dla dzieci 4-12 lat). Bilety kupuje się u kierowcy. Ogólnie transport autobusowy jest dosyć rozwinięty, można dotrzeć nim do wielu miejscowości w bliższym lub dalszym sąsiedztwie Lourdes. Jedne autobusy jeżdżą często, inne rzadko, a informacji o godzinach wyjazdu i przyjazdu można znaleźć na dobrze oznakowanych przystankach autobusowych. Więcej o dojazdach autobusami lokalnymi na stronie www.transports-maligne.fr.

Wielki plus dla linii Ryanair za zupełnie niespodziewany gest. Po przylocie samolotu w czwartkowy wieczór (opóźnienie ok. 40 minut) przed lotniskiem stał komfortowy, darmowy autokar wynajęty przez linię lotniczą do przewiezienia pasażerów do Lourdes. Kolejnym zaskoczeniem był fakt, że kierowcą była ok. 25-letnia, drobna kobietka, która jednak z wielką wprawą prowadziła duży autokar. Jak się potem można było przekonać w Lourdes, prowadzenie tak dużych pojazdów przez kobiety jest całkiem normalne.

Nie wiem, czy zapewnienie wieczornego autokaru to jest standardowe zachowanie Ryanair, jednak zorganizowanie dowozu dla Lourdes było wielką zaletą. Większość pasażerów miało wizję wydania kilkunastu-kilkudziesięciu euro na taksówkę, jednak udało się zaoszczędzić dzięki uprzejmości Ryanair. Część osób nie „połapała” się, że pasażerowie mają zapewniony dojazd i wybrało taksówki. Do wyboru były taryfy osobowe i busy.

Z tego rodzaju transportu byliśmy zmuszeni skorzystać w Niedzielę Wielkanocną i za przejazd z Lourdes na lotnisko zapłaciliśmy równe 40 euro (bus 8-osobowy). Tutaj mała rada dla turystów – nie wstydźcie się popytać inne osoby o wspólny przejazd. My skorzystaliśmy z tej formy przejazdu, skutkiem czego wyszło po 5 euro od osoby, co jest w sumie w pełni do zaakceptowania za kilkunastokilometrowy odcinek. Dla ułatwienia podaję dwa numery telefonów do korporacji taksówkowych: 0562461461 i 0562420808. Można je spotkać na lotnisku, przed dworcem kolejowym w Lourdes i jeżdżące po mieście. Są to najczęściej szare samochody. Kierowcy w zdecydowanej większości porozumiewają się po angielsku.

Samo Lourdes jest niewielkim miastem, zamieszkałym przez ok. 15 tys. ludzi. Da się je przejść pieszo w jakąś godzinkę i będzie to miły spacer. Nastawienie na turystów jest olbrzymie – na każdym kroku znajdują się hotele, kawiarenki, piekarnie, sklepy z dewocjonaliami itp. i są one czynne od rana do wieczora (niektóre z małą przerwą w trakcie dnia). Kolejna ważna uwaga – jeśli nie masz za dużo pieniędzy, to zrób zakupy w Carrefour (napotkaliśmy dwa sklepy), w Lidlu lub Leclerku (na obrzeżach miasta), zamiast w małych prywatnych sklepikach, gdzie ceny potrafią być dwukrotnie, czy trzykrotnie wyższe. Ceny są zróżnicowane, ale według mnie Lidl bije konkurencję na głowę. Wino francuskie jest tańsze niż w Polsce (wiele gatunków za 1,99 euro), wędliny paczkowane można nabyć za 0,99 euro, wodę mineralną na 0,60 euro, a wybór serów jest naprawdę duży.

Nieodłącznym elementem Francji jest konsumowanie bagietek, które można kupić w wielu miejscach już za 0,35 euro za sztukę. Smakosze będą dobrze czuć się w sklepach z czekoladą, jednak tutaj lepiej nie patrzeć na ceny. W sobotnie popołudnie przypadkowo natknęliśmy się na halę targową, jednak o jej ofercie nie mogę za wiele napisać, bo było już zamknięte.

W restauracjach można spróbować kuchni z wielu stron świata. Podobno liczba pielgrzymów i turystów z Azji wzrasta najbardziej, dlatego nie dziwią takie lokale, jak na poniższych zdjęciach. Oczywiście można stołować się w typowych barach z kebabami, pizzą itp., ale najciekawsze jest, że praktycznie nie było miejsc z tradycyjną kuchnią francuską.





Wybór miejsc noclegowych jest ogromny, począwszy od pól namiotowych, a skończywszy na hotelach z czteroma gwiazdkami. My mieliśmy zakwaterowanie w trzygwiazdkowym Castel de Mirabel tuż przy jednej z największych atrakcji Lourdes – Chateau Fort. Za trzy noce bez wyżywienia zapłaciliśmy 136 euro. Pokój był duży, trzyosobowy, z prywatną łazienką i WC. Ciekawostką było to, że kogoś z obsługi widzieliśmy tylko przy zameldowaniu, a potem dostaliśmy kod do drzwi i sami je otwieraliśmy. Obiekt liczy chyba 9 pokojów, ale to również typowe dla Lourdes, że obok wielkich obiektów funkcjonuje szereg małych hotelików i pensjonatów, często ledwo rozpoznawalnych z zewnątrz.











W Lourdes znajduje się również stacja kolejowa. Łatwo do niej trafić, oznakowanie na mieście jest dobre („Gare SNCF”). Strona internetowa dworca to https://www.gares-sncf.com/fr/gare/frlde/lourdes. Wprawdzie dominuje transport lokalny, ale można skorzystać z dojazdu np. do Tuluzy, czy Paryża pociągami TGV. W trakcie pobytu w Lourdes zrobiliśmy wypad do miejscowości Tarbes – bilet autobusowy kosztował 2 euro, a bilet kolejowy na TGV 4 euro. Nie znam się na tych pociągach, nie wiem, jakiej był on klasy, ale wrażenia z pobytu (krótkiego) w wagonach były bardzo pozytywne z powodu panującej w nich … ciszy. Wytłumienie hałasu na poziomie wzorowym.





Lourdes może być bazą wypadową do kilku ciekawych miejsc. Niewielu turystów wie, że na mapie stosunkowo niedaleko można znaleźć Andorę, jednak ze względu na góry odległość dojazdowa wynosi około 280 km. Nieco bliżej jest San Sebastian (ok. 210 km), Pampeluna (ok. 240 km), a nieco dalej znajduje się Barcelona (ponad 400 km). Kto ma pieniądze i czas, może połączyć wizytę w Lourdes z wizytą w mniej lub bardziej znanych miejscowościach w Hiszpanii. Do Pirenejów jest zdecydowanie bliżej, jednak nie jestem amatorem sportów górskich letnich i zimowych, więc nie podpowiem w tym temacie nic ciekawego.

Na zdjęciach widoki na Pireneje z lotniska w Lourdes.







Jak wyżej wspomniałem, skusiliśmy się na kilkugodzinny pobyt w mieście Tarbes. W informacji turystycznej w Lourdes zapytaliśmy o typowo francuską miejscowość, którą możnaby odwiedzić autobusem lub pociągiem. Pani w informacji stwierdziła, że taką właśnie miejscowością jest … Lourdes, a inne ciekawe miejsca są dopiero w Pirenejach. Nieco zasmuceni taką odpowiedzią postanowiliśmy udać się do Tarbes nie wiedząc o tym mieście kompletnie niczego. Wysiedliśmy na dworcu kolejowym i spędziliśmy w nim kilka godzin. Nie szukaliśmy żadnych atrakcji turystycznych, nie mieliśmy mapki miasta, po prostu zdaliśmy się na intuicję i w sumie nie zawiedliśmy się. Niedaleko dworca trafiliśmy na przepiękny park o nazwie „Jardin Massey”. Czy wiem coś o nim więcej? Nie, nie wiem, ale kilka zdjęć przybliży piękno tego miejsca.





























Zapuszczając się nieco głębiej w Tarbes trafiliśmy do dużej hali targowej. Nie przypominała ona obskurnych polskich hal z cebulą i ziemniakami, tylko miała swoją swego rodzaju klasę. Oprócz kilkunastu punktów z pieczywem, owocami, warzywami i mięsem spotkaliśmy bardzo ciekawą sklepo-restaurację z owocami morza. Klienci mogli nabyć smakołyki na wynos lub spożyć je na miejscu. W hali oczywiście nie mogło zabraknąć punktów z serami i winami, które to wyroby są przecież podstawą wyobrażenia o Francji.







W Tarbes natknęliśmy się jeszcze na pomnik dobrze znanego również w Polsce marszałka Ferdynanda Focha, garnizon 1-er Regiment de Hussards Parachutistes (jednostka spadochroniarzy) i ciekawe „widoczki” roślinne. Po powrocie do kraju sprawdziłem, ile to jeszcze atrakcji ominęło nas w Tarbes, ale tak to jest, gdy ma się mało czasu i nie ma planu zwiedzania …







Polecam zajrzeć na blog http://radosc-zycia-plus.pl. Spojrzenie na świat i podróże kobiecym okiem.

Dodaj Komentarz