0
Tom Stedd 21 lipca 2020 23:17
Wyobraźcie sobie kilku- lub kilkunastotysięczne miasto w dowolnym województwie, bez ciekawszych zabytków i miejsc. Już? Zatem witamy w ukraińskich Mościskach.
Jaka była geneza tej wycieczki? Cóż, w pierwszy dzień czerwcowej promocji Neobusa udało mi się nabyć bilet do Medyki za 2 zł i powrotny za 1 zł. Cena łączna 3 zł za przejechanie kilkuset kilometrów bardzo dobrym autokarem to naprawdę zacna kwota. Dodam, że z Medyki jechałem tylko z jeszcze jedną osobą, a po przesiadce w Rzeszowie w autokarze było sześć osób. Czyżby Polacy jeszcze nie wrócili do podróży lub każdy wybiera swój samochód? Co ciekawe, w Medyce Neobus i Flixbus dzielą jeden wydzielony przystanek i akurat tuż przed naszym odjazdem wyruszał zielony konkurent na trasę Medyka-Brema (Niemcy) z … jedną osobą na pokładzie. Szok.

Troszkę reklamy Neobusowi nie zaszkodzi:

1.jpg


Dla potwierdzenia – tak wyglądało obłożenie autokaru na trasie Medyka-Rzeszów.

2.jpg



Na Ukrainie byłem już sporo razy, ale pierwszy raz przekraczałem granicę pieszo, nie samolotem. W Medyce znalazłem się około 5 rano i od razu przeszedłem do przejścia granicznego. Po stronie polskiej bez problemów, kazano mi iść dalej, ale potem dwukrotnie Ukraińcy zapytali mnie, czy posiadam ubezpieczenie zdrowotne z opcją COVID. W Polsce najpierw kupiłem na jeden dzień PZU Wojażer, ale potem doczytałem, że na Ukrainie potrzebne jest bardziej specjalistyczne ubezpieczenie COVID-owe i nabyłem jeszcze produkt Signal Iduna za zawrotne 7,94 zł (koszty leczenia 40.000 euro, ratownictwo 6.000 euro, NNW 100.000 złotych). Celnicy przyjęli to ubezpieczenie bez żadnych uwag. Pieczątka w paszporcie, życzenie miłego dnia i już znalazłem się na Ukrainie.

Godzina piąta rano z haczykiem i chwila zadumy: co ja będę robił o tak dziwnej godzinie? Po chwili dotarło do mnie, że przecież jest zmiana strefy czasowej i było już po szóstej. Ulżyło mi ;) Acha – od strony polskiej przejścia nazywa się Medyka, a od ukraińskiej Szeginia.

Przy granicy od razu zlecieli się chętni panowie, którzy służyli swoimi mniej lub bardziej zniszczonymi samochodami w kwestii podwiezienia mnie w dowolne miejsce. Dopytałem z ciekawości o Lwów (80 km) i pan zaproponował cenę 150 zł za dojazd i 150 zł za powrót, oczywiście w wersji lux, czyli tylko ze mną w samochodzie. Jeśli zebrałoby się więcej osób, to koszty rozbiłyby się. Podziękowałem grzecznie i poszedłem swoją drogą.

Od pewnej pani dowiedziałem się, że do Mościsk (16 km) jeżdżą autobusy z małego dworca i szczęśliwym trafem miał on pojawić się za kilka minut. Dworzec nawet przyzwoity, cały wyłożony kostką brukową, czyli jak na Ukrainę bardzo dobry standard.

3.jpg



Poczekałem, nieśmiało myśląc o standardowym autokarze, ale … Tak, przyjechała typowa marszrutka! Super! Bardzo lubię te gruchoty. Oto mój pojazd.

4.jpg



W środku tradycyjnie złom. Ciekawostka – pojazd był odpalany na styk kablami, nie kluczykiem. Ta cudowna instalacja widoczna jest na zdjęciu za gałką zmiany biegów (biały element).

5.jpg



Przejazd do Mościsk kosztował 13 hrywien, a dodatkowo za kurs do Lwowa trzeba zapłacić bodajże 45 hrywien. Dla przejrzystości kosztów podam, że 10 hrywien to 1,60 zł. Dworzec w Mościskach to małe centrum komunikacyjne, skąd odjeżdżają marszrutki do okolicznych miejscowości i do Lwowa.
Warto dodać, że Mościska mają już kilkaset lat, a że historia nie oszczędzała tej miejscowości, to niewiele pozostało do oglądania. Ziemie te były przez dłuższy czas w granicach Polski i nic zatem dziwnego, że aż 1/3 osób ma pochodzenie polskie, a prawie każda osoba rozumie nasz język i bez problemów można dogadać się. Tradycyjnie już porozmawiałem z różnymi przypadkowymi osobami o mieście, życiu, otoczeniu i przebijało się jedno: większość mieszkańców ma rodziny mieszkające/pracujące/uczące się w Polsce. Określali Mościska jako miejsce zadbane, żyjące od dawna z handlu przygranicznego (niestety, koronawirus zastopował te aktywności). Boją się nieco planowanej reformy terytorialnej i możliwości włączenia Mościsk w strukturę biedniejszej okolicy, ale podobno nic jeszcze nie jest przesądzone.

I ciekawostka polityczno-kryminalna. Moja wizyta na Ukrainie pokryła się z zatrzymaniem Sławomira Nowaka, który był najpierw polskim ministrem transportu, a potem po przyjęciu obywatelstwa ukraińskiego zajął się budowaniem dróg u naszych sąsiadów. Moi rozmówcy śmiali się i cieszyli, że go zamknięto w areszcie, bo podobno każdy na Ukrainie wiedział o tym, że jest umoczony w skandale korupcyjne na dużą skalę. Było to powszechnie znaną „tajemnicą” i w sumie normalnym działaniem w tym kraju, gdzie nadal rządzi nieoficjalnie tylko pieniądz.

Dość polityki i plotek, pora pospacerować troszkę po mieście. Na pewno w oczy rzucają się cerkwie i kościoły, których jest sporo. Poniżej kilka z nich.

6.jpg



7.jpg



8.jpg



9.jpg



Ciekawym miejscem jest dawny dom zakonny i kościół redemptorystów. Na jego ścianie znajduje się figura klęczącego Jezusa, którą w przeszłości władze próbowały wielokrotnie usunąć, ale dziwnym trafem przy tych czynnościach a to ktoś spadł, a to ktoś złamał rękę, czy nogę i ostatecznie poniechano zniszczenia rzeźby. Obecnie część budynków zakonnych i kościelnych zajmuje szpital i przychodnie lekarskie.

10.jpg



11.jpg



12.jpg



Na mapce w telefonie ładnie prezentował się park miejski. Niestety, na miejscu okazało się, że wygląda tak…

13.jpg



14.jpg



Im bliżej głównej ulicy przebiegającej przez miasto, tym stan infrastruktury był lepszy. Odchodząc w bok okazywało się, że sporo ulic wygląda niestety tak jak poniżej.

15.jpg



Ukraińcy są dumni ze swojego kraju, podkreślają przywiązanie do barw narodowych i jednocześnie pamiętają o bohaterach dawnych i prawie współczesnych. W mieści można zatem znaleźć słupy pomalowane na żółto-niebiesko, pomnik Tarasa Szewczenki, pomnik Stiepana Bandery i bohaterów z kijowskiego Majdanu.

16.jpg



17.jpg



18.jpg



19.jpg



20.jpg



Nie brakuje oczywiście polskich akcentów, czego przykładem jest sektor na cmentarzu, który upamiętnia nieznanych polskich żołnierzy poległych w 1939 roku na tych terenach. Współcześniejsze mogiły często opasane są biało-czerwonymi wstęgami. Warto podkreślić, że w opinii moich rozmówców nie ma poważnych konfliktów na tle narodowościowych, panuje wręcz wzorowa współpraca i zaufanie.

21.jpg



22.jpg



Na koniec jak zawsze luźne uwagi, spostrzeżenia, rzeczy mniej poważne, a dla mnie ciekawe.
W Mościskach znalazłem najniższą ławkę, jaką kiedykolwiek widziałem. Miała może kilkanaście centymetrów wysokości i była zadbana.

23.jpg



Czy łamigłówki kablowe mogą jeszcze dziwić bywalców krajów bloku wschodniego? Chyba już nie.

24.jpg



Łada może nie jest już królową ukraińskich szos, ale jest mocno reprezentowana w kategorii starych zniszczonych samochodów.

25.jpg



Ivan to Jan, Pavel to Paweł, II to II. I już wszystko jasne. Tabliczki z nazwami ulic w Mościskach są często tak zapisywane. A polskich patronów jest naprawdę sporo.

26.jpg



Ceny paliw jak poniżej. Dla przypomnienia 10 hrywien to 1,60 zł.

27.jpg



Przejście dla pieszych jest, a jakoby go nie było. Sporo przejść jest tylko tak oznakowanych, bez namalowanych pasów/zebr.

28.jpg



W pobliżu dworca można znaleźć takie miejsce. W innych miastach ukraińskich ceny bywały niższe, niż w prezentowanym lokalu, ale smakosze wina, wódki, koniaku, czy samogonu nie pożałują np. 25 hrywien za 100 g samogonu. Do każdego mocniejszego alkoholu cukierek na zakąskę gratis. A kupując wina w ilościach np. 1 litra, ceny spadają o połowę. Przykładowo do 100 hrywien za litr przy 20 hrywnach za kieliszek 100 ml. Posiedziałem tam kilkanaście minut przy piwku i w tym czasie wpadło trzech panów i jedna para na kieliszek gorzałki (100 g) wypijany praktycznie jednym łykiem. Co kraj to kaliber kieliszka jest inny ;)

29.jpg



Mało ciekawostek i praktycznie nic śmiesznego. Naprawdę, trudno było znaleźć jakąś dziurę w całym, bo Mościska okazały się zwykłym, przeciętnym miasteczkiem, jakich mnóstwo w Polsce. Szczerze mówiąc to dwie-trzy godziny to aż nadto na dokładne spenetrowanie miejscowości.

30.jpg



31.jpg



32.jpg



A jak wyglądał powrót na stronę polską? Marszrutka z dworca w Mościskach do Szegini to po pierwsze. Po drodze minęliśmy kolejką dokładnie 111 ciężarówek czekających na odprawę. Sporo? Podobno bywało o wiele więcej. A na granicy najpierw stajemy we wspólnej kolejce po stronie ukraińskiej, padło pytanie od celniczki, ile pieniędzy przewożę i przepuszczono mnie dalej. Następnie trochę spaceru i dochodzimy już do zabudowań polskiej Straży Granicznej. Należy stanąć w kolejce przewidzianej dla obywateli Unii Europejskiej, która jest krótsza, niż dla Ukraińców. Polska celniczka była ciekawa, czy przewożę papierosy (dopuszczalne dwie paczki, nie dwa kartony) i alkohol (limity są troszkę skomplikowane i nie będę ich podawać, bo może walnę jakiegoś byka).

Jako ciekawostkę podam jeszcze rozmowę z kierowcą TIR-a. Spytałem, czy oni przewożą większe ilości papierosów lub alkoholu, ale ten szczerze przyznał, że nie opłaca się ryzykować. Często, o ile nie zawsze, ciężarówka trafia na prześwietlenie i pokazuje ono każdą próbę nagięcia limitów, a wtedy może być nieprzyjemnie.

I w sumie tyle, koniec przygody ukraińskiej. Za kilka dni znów jadę do Medyki (Neobus, znów składam ci podziękowania za ceny promocyjne) i zobaczymy, gdzie mnie powiedzie podróżnicze przeznaczenie. Do Lwowa, a może do którejś z mniejszych miejscowości, jeszcze nie odkrytych?

Dodaj Komentarz

Komentarze (5)

gadekk 21 lipca 2020 23:21 Odpowiedz
Jadłeś tam cokolwiek?
tom971 21 lipca 2020 23:24 Odpowiedz
Boże, tyle nas ominęło?Hotel tj. miejsca noclegowe na stacji kolei żelaznej zidentyfikowales?Pozdrawiam
tom-stedd 22 lipca 2020 07:13 Odpowiedz
Jeśli pytasz o restaurację, to nie jadłem. Kupiłem sobie w tej knajpce z alkoholem czebureki, ale to jest bardzo popularna rzecz, nic nadzwyczajnego.Chodząc po Mościskach opierałem się na poleceniach tubylców i googlemaps. Wspomnianej przez Ciebie miejscówki nikt nie polecił, a ja tam przypadkowo nie dotarłem.
nbe322 22 lipca 2020 08:27 Odpowiedz
Jaki stosunek do coronawirusa? Czy noszą maseczki? (w marszrutkach, sklepach, itp) czy były może jeszcze jakieś obostrzenia których dawniej na Ukrainie nie było?
tom-stedd 22 lipca 2020 08:50 Odpowiedz
Podobnie jak u nas - jedni noszą, inni nie noszą, ale podejrzanie dużo osób kaszle, co wywołuje dziwne odczucia. Na granicy celnicy wymagali maseczek, w marszrutkach ludzie sami zakładali, w dużych sklepach pracownicy też nalegali na noszenie maseczek. Na ulicach nikt nie nosi.Trzeba pamiętać, że Ukraińców obowiązuje kwarantanna po przyjeździe do Polski. A czy rzeczywiście ją przechodzą, to już inny temat, w którym się nie chcę wypowiadać.