Wkrótce dwoma busami wyruszyliśmy na wycieczkę, podczas której dołączyli do nas młodzi ludzie m.in. z Borysławia. Najpierw pojechaliśmy do miejscowości Żydaczów, której początki sięgają X wieku. O tym, że był to znaczny gród, świadczą wzmianki historyczne m.in. z czasów Władysława Jagiełło, Zygmunta Starego, czy Jana III Sobieskiego. W Żydaczowie zwiedziliśmy dość ciekawe muzeum, w którym kustosz przybliżył młodzieży polskie losy miasteczka.
W miejscowym kościele młodzież uczestniczyła we mszy. Co ciekawe, w budynku tym przez wiele lat był składy mebli, dworzec autobusowy, a nawet bar. W miejscu, gdzie znajduje się obecnie ołtarz, w przeszłości sprzedawano z kontuaru piwo… Dzięki działaniom miejscowych Polaków udało się odzyskać świątynię i doprowadzić ją do obecnego stanu.
Z Żydaczowa przejechaliśmy do Żurawna, by uczcić zwycięstwo Jana III Sobieskiego w 1676 roku nad 100-tysięczną armią turecką (polski król dysponował tylko 16-tysięczną armią). Po bitwie podpisany został 16 października 1676 roku korzystny dla Polaków traktat. Pomnik upamiętniający te wydarzenia wciśnięty jest między inne budynki i kto nie wie, gdzie go szukać, to go raczej nie znajdzie.
Po złożeniu wiązanek kwiatów wszyscy przejechali do centrum Żurawna. Co ciekawe, w tym miasteczku jest jedyna na Ukrainie ulica Mikołaja Reja. A dlaczego? Bo Rej urodził się właśnie w Żurawnie. Zaraz, nie w Nagłowicach na ziemi świętokrzyskiej? Nie, właśnie w Żurawnie. Obecnie centrum miasteczka to nader cicha i spokojna okolica z ratuszem pośrodku, na którym jest tablica pamiątkowa poświęcona Rejowi.
Wystarczy odejść od centrum i można natknąć się na sławojkę i dwa pomniki, najdziwniejsze jakie widziałem. Co autorzy chcieli przekazać, zapewne pozostanie ich tajemnicą.
Najszczęśliwszym mieszkańcem Żurawna wydawał się piesek, którzy leżał w sobie w stercie liści i ogólnie miał w zadku wszystko i wszystkich.
Podsumowaniem wyjazdu były prezentacje, wykłady i rozstrzygnięcia konkursów dotyczących postaci Mikołaja Reja i bitwy pod Żurawnem. Jak to na tego typu uroczystościach, nie mogło zabraknąć poczęstunku i dań z epoki.
Udział w wyjeździe na pewno był dla mnie nowością. Zobaczyłem od podszewki, jak pielęgnowana jest polskość, mowa i tradycje. Polski ośrodek w Stryju działa sprawnie, spełnia swoją rolę i oby więcej takich instytucji. Kolejnego dnia, zachęcony przez panią Tatianę, pomaszerowałem na miejscowy cmentarz. Znajdowało się na nim sporo polskich mogił, w tym groby żołnierzy. Niestety, były też akcenty niefajne. Na pomniku w tekście „Śmiertelnym szczątkom braci Wielkopolan poległych w walkach o oswobodzenie Stryja w piątą rocznicę ich zgonu mogiłę tę wznoszą wdzięczni Rodacy” ktoś wymazał słowo „oswobodzenie”. Zdewastowana była część cmentarza, gdzie spoczywali ukraińscy strzelcy siczowi. Nie zagłębiam się w historię, po prostu stwierdzam fakt, że niszczenie mogił to kiepska forma niegodzenia się z polityką przeszłą lub teraźniejszą.
Najbardziej upamiętnione są miejscowe ofiary wojny na wschodzie Ukrainy i polegli na kijowskim Majdanie. Ich mogiły są zadbane, ozdobione flagami narodowymi.
Dość tematów poważnych, przechodzimy do ciekawostek z miasta Stryj. Powiało wielkim światem – znajome logo, a napis głosi, że oferują towary z Europy.
Asortyment baru na miejscowym targu. Różne mocne alkohole + kilka piw w butelce. I to wszystko.
Niedaleko od Stryja znajdują się kurort Morszyn i Drohobycz. Pierwsze miejsce jest mi nieznane, drugie zwiedziłem wcześniej i polecam.
Uroki cyrylicy. Na górze znaku jest kierunek na miasto Czop. Po angielskiemu to „CHOP”. Gdyby Ukrainiec przeczytał „CHOP” pisane cyrylicą, to brzmiałoby to jak „SNOR”. I jak tu nie zwariować?
Rzadko widziany widok – połatana droga. Zaprawdę w wielu miejscach to już szczyt luksusu.
Znak drogowy znajdujący się w okolicy szkoły. Zwraca uwagę jakże naturalnie wygięta ręka dziecka z lewej strony.
Przydworcowa spelunka. Miałem ochotę na rosołek, więc zamówiłem. Dostałem miskę z rosołem z proszku, coś w stylu chińskiej zupki, wzbogaconym dla niepoznaki kilkoma ochłapami mięsa. Chemiczny smak jednak nie został zamaskowany. Zwraca uwagę urocza szklanka na piwko.
Widoczek ze sklepu spożywczego. Wiele rzeczy toleruję, ale po cholerę komuś rybie łby?
I na koniec akcent znany z każdego miasteczka Ukrainy.
Quote: i tak właśnie powinien być Matołek przedstawiany.kolejność doboru zdjęć zaraz po tym stwierdzeniu czysto przypadkowa
:D
:D
:D A co do rybich głów, to mogą być całkiem niezłe na zupę. W południowej i południowo-wschodniej Azji potrawy na rybich głowach bywają nawet przysmakami - np. fish head curry.
Już widać zdjęcia, bardzo fajna relacja
:) @Tom Stedd powinieneś dostać od lwowskiej agencji turystycznej jakąś gratyfikacje za regularne pokazywanie i reklamowanie Obwodu Lwowskiego
:)
Wkrótce dwoma busami wyruszyliśmy na wycieczkę, podczas której dołączyli do nas młodzi ludzie m.in. z Borysławia. Najpierw pojechaliśmy do miejscowości Żydaczów, której początki sięgają X wieku. O tym, że był to znaczny gród, świadczą wzmianki historyczne m.in. z czasów Władysława Jagiełło, Zygmunta Starego, czy Jana III Sobieskiego. W Żydaczowie zwiedziliśmy dość ciekawe muzeum, w którym kustosz przybliżył młodzieży polskie losy miasteczka.
W miejscowym kościele młodzież uczestniczyła we mszy. Co ciekawe, w budynku tym przez wiele lat był składy mebli, dworzec autobusowy, a nawet bar. W miejscu, gdzie znajduje się obecnie ołtarz, w przeszłości sprzedawano z kontuaru piwo… Dzięki działaniom miejscowych Polaków udało się odzyskać świątynię i doprowadzić ją do obecnego stanu.
Z Żydaczowa przejechaliśmy do Żurawna, by uczcić zwycięstwo Jana III Sobieskiego w 1676 roku nad 100-tysięczną armią turecką (polski król dysponował tylko 16-tysięczną armią). Po bitwie podpisany został 16 października 1676 roku korzystny dla Polaków traktat. Pomnik upamiętniający te wydarzenia wciśnięty jest między inne budynki i kto nie wie, gdzie go szukać, to go raczej nie znajdzie.
Po złożeniu wiązanek kwiatów wszyscy przejechali do centrum Żurawna. Co ciekawe, w tym miasteczku jest jedyna na Ukrainie ulica Mikołaja Reja. A dlaczego? Bo Rej urodził się właśnie w Żurawnie. Zaraz, nie w Nagłowicach na ziemi świętokrzyskiej? Nie, właśnie w Żurawnie. Obecnie centrum miasteczka to nader cicha i spokojna okolica z ratuszem pośrodku, na którym jest tablica pamiątkowa poświęcona Rejowi.
Wystarczy odejść od centrum i można natknąć się na sławojkę i dwa pomniki, najdziwniejsze jakie widziałem. Co autorzy chcieli przekazać, zapewne pozostanie ich tajemnicą.
Najszczęśliwszym mieszkańcem Żurawna wydawał się piesek, którzy leżał w sobie w stercie liści i ogólnie miał w zadku wszystko i wszystkich.
Podsumowaniem wyjazdu były prezentacje, wykłady i rozstrzygnięcia konkursów dotyczących postaci Mikołaja Reja i bitwy pod Żurawnem. Jak to na tego typu uroczystościach, nie mogło zabraknąć poczęstunku i dań z epoki.
Udział w wyjeździe na pewno był dla mnie nowością. Zobaczyłem od podszewki, jak pielęgnowana jest polskość, mowa i tradycje. Polski ośrodek w Stryju działa sprawnie, spełnia swoją rolę i oby więcej takich instytucji.
Kolejnego dnia, zachęcony przez panią Tatianę, pomaszerowałem na miejscowy cmentarz. Znajdowało się na nim sporo polskich mogił, w tym groby żołnierzy. Niestety, były też akcenty niefajne. Na pomniku w tekście „Śmiertelnym szczątkom braci Wielkopolan poległych w walkach o oswobodzenie Stryja w piątą rocznicę ich zgonu mogiłę tę wznoszą wdzięczni Rodacy” ktoś wymazał słowo „oswobodzenie”. Zdewastowana była część cmentarza, gdzie spoczywali ukraińscy strzelcy siczowi. Nie zagłębiam się w historię, po prostu stwierdzam fakt, że niszczenie mogił to kiepska forma niegodzenia się z polityką przeszłą lub teraźniejszą.
Najbardziej upamiętnione są miejscowe ofiary wojny na wschodzie Ukrainy i polegli na kijowskim Majdanie. Ich mogiły są zadbane, ozdobione flagami narodowymi.
Dość tematów poważnych, przechodzimy do ciekawostek z miasta Stryj.
Powiało wielkim światem – znajome logo, a napis głosi, że oferują towary z Europy.
Asortyment baru na miejscowym targu. Różne mocne alkohole + kilka piw w butelce. I to wszystko.
Niedaleko od Stryja znajdują się kurort Morszyn i Drohobycz. Pierwsze miejsce jest mi nieznane, drugie zwiedziłem wcześniej i polecam.
Uroki cyrylicy. Na górze znaku jest kierunek na miasto Czop. Po angielskiemu to „CHOP”. Gdyby Ukrainiec przeczytał „CHOP” pisane cyrylicą, to brzmiałoby to jak „SNOR”. I jak tu nie zwariować?
Rzadko widziany widok – połatana droga. Zaprawdę w wielu miejscach to już szczyt luksusu.
Znak drogowy znajdujący się w okolicy szkoły. Zwraca uwagę jakże naturalnie wygięta ręka dziecka z lewej strony.
Przydworcowa spelunka. Miałem ochotę na rosołek, więc zamówiłem. Dostałem miskę z rosołem z proszku, coś w stylu chińskiej zupki, wzbogaconym dla niepoznaki kilkoma ochłapami mięsa. Chemiczny smak jednak nie został zamaskowany. Zwraca uwagę urocza szklanka na piwko.
Widoczek ze sklepu spożywczego. Wiele rzeczy toleruję, ale po cholerę komuś rybie łby?
I na koniec akcent znany z każdego miasteczka Ukrainy.