W parku miejskim można pojeździć na krytym naturalnym lodowisku. Popularną grą jest … hokej na trawie, który trenowało kilkudziesięciu młodych winniczan. Można rzucić okiem na wystawę „Winnica w miniaturze” lub udać się do planetarium. Ja w nim prawie zasnąłem, ale dziewczyna była zachwycona. Co ciekawe, projekcja filmu była po polsku.
Wielkim „zaskoczeniem” dla mnie był system komunikacji miejskiej. Jak już wspomniałem, po Winnicy można jeździć trolejbusami, tramwajami, autobusami i marszrutkami. Łączy je jedno: są potwornie powolne. Zniszczona infrastruktura nie pozwala rozpędzić się i pojazdy toczą się i toczą. W większości są dosyć zdezelowane, ale widoczne są i nowe pojazdy. Ceny rzędu 60 groszy nie doprowadzą nas do ruiny finansowej, a ilość pojazdów w centrum jest olbrzymia. W ciągu kilku minut można naliczyć około 20-30 przejeżdżających przez dany punkt autobusów, tramwajów, czy trolejbusów. Chyba więcej, niż np. w Warszawie, czy Krakowie. Co ciekawe, w Winnicy działa również Uber.
Po kilku dniach wróciliśmy do Kijowa na jedno popołudnie przed porannym lotem do Warszawy. W ciągu tych kilku godzin doświadczyliśmy dwóch ciekawych zdarzeń. Otóż będąc poprzednio w stolicy Ukrainy mogliśmy jedynie z daleko zobaczyć budynek pałacu prezydenckiego, a tym razem dostaliśmy zgodę na podejście praktycznie pod samo wejście.
Drugim ciekawym doświadczeniem było obejrzenie połowy meczu piłkarskiego na stadionie Dynama Kijów. Zmierzyły się w nim ekipy Arsenalu Kijów i Olimpiku Donieck. Widzów było może z 300, jedni bili brawo kijowianom, drudzy donecczanom i nie było żadnych animozji, nawet mimo sprzedaży piwka. Atmosfera typowo piknikowa, a sam mecz był poprzedzony odegraniem hymnu Ukrainy, co dodało rangi wydarzeniu. W przerwie opuściliśmy już stadion, chcąc zobaczyć jeszcze troszkę centrum miasta. Prawdziwe emocje piłkarskie szykowały się na kolejny dzień, gdy miały zmierzyć się już te bardziej znane zespoły z Kijowa i Doniecka – Dynamo i Szachtar.
Tak wyglądał tzw. młyn zespołu Olimpiku. Cały młyn.
Na koniec różne luźne spostrzeżenia powinnickie. Mnie zawsze ten samochód rozczula, a na drogach Winnicy był spotykany bardzo często, nawet w wersji autobusowej. Ach, nieśmiertelny ZIŁ.
Ciekawe uatrakcyjnienie nudnych barierek na moście. Tutaj w wydaniu gołąbkowym. Spotykane również np. w wydaniu kocim.
Genialne rozwiązanie ściany przystanku. W Polsce jest ona często cała zabudowana, przez co nie widać nadjeżdżającego autobusu. A na Ukrainie da się? Da.
Jeśli myśleliście, że takie zdjęcia w internecie to kiepski fotomontaż, to odpowiadam, że nie – takie przybytki istnieją naprawdę.
Winnica w żadnym wypadku nie rozczarowała, a wręcz zachęciła do dalszej eksploracji Ukrainy. Już mamy wykupione wyjazdy do Zaporoża, Dniepropietrowska i Charkowa. Polecam naszych wschodnich sąsiadów, naprawdę warto pojechać co najmniej do Kijowa.
[[/quote]Jeśli myśleliście, że takie zdjęcia w internecie to kiepski fotomontaż, to odpowiadam, że nie – takie przybytki istnieją naprawdę.
[/quote]Wygląda,że dają wybór w zależności od wielkości ....stopy życiowej
;)
Od znajomych słyszałem, że Winnica jest ciekawym miejscem, wartym odwiedzenia. Mimo osobistych uprzedzeń relacja zachęcająca do penetracji tej części ściany wschodniej dawnej RP.
W parku miejskim można pojeździć na krytym naturalnym lodowisku. Popularną grą jest … hokej na trawie, który trenowało kilkudziesięciu młodych winniczan. Można rzucić okiem na wystawę „Winnica w miniaturze” lub udać się do planetarium. Ja w nim prawie zasnąłem, ale dziewczyna była zachwycona. Co ciekawe, projekcja filmu była po polsku.
Wielkim „zaskoczeniem” dla mnie był system komunikacji miejskiej. Jak już wspomniałem, po Winnicy można jeździć trolejbusami, tramwajami, autobusami i marszrutkami. Łączy je jedno: są potwornie powolne. Zniszczona infrastruktura nie pozwala rozpędzić się i pojazdy toczą się i toczą. W większości są dosyć zdezelowane, ale widoczne są i nowe pojazdy. Ceny rzędu 60 groszy nie doprowadzą nas do ruiny finansowej, a ilość pojazdów w centrum jest olbrzymia. W ciągu kilku minut można naliczyć około 20-30 przejeżdżających przez dany punkt autobusów, tramwajów, czy trolejbusów. Chyba więcej, niż np. w Warszawie, czy Krakowie. Co ciekawe, w Winnicy działa również Uber.
Po kilku dniach wróciliśmy do Kijowa na jedno popołudnie przed porannym lotem do Warszawy. W ciągu tych kilku godzin doświadczyliśmy dwóch ciekawych zdarzeń. Otóż będąc poprzednio w stolicy Ukrainy mogliśmy jedynie z daleko zobaczyć budynek pałacu prezydenckiego, a tym razem dostaliśmy zgodę na podejście praktycznie pod samo wejście.
Drugim ciekawym doświadczeniem było obejrzenie połowy meczu piłkarskiego na stadionie Dynama Kijów. Zmierzyły się w nim ekipy Arsenalu Kijów i Olimpiku Donieck. Widzów było może z 300, jedni bili brawo kijowianom, drudzy donecczanom i nie było żadnych animozji, nawet mimo sprzedaży piwka. Atmosfera typowo piknikowa, a sam mecz był poprzedzony odegraniem hymnu Ukrainy, co dodało rangi wydarzeniu. W przerwie opuściliśmy już stadion, chcąc zobaczyć jeszcze troszkę centrum miasta. Prawdziwe emocje piłkarskie szykowały się na kolejny dzień, gdy miały zmierzyć się już te bardziej znane zespoły z Kijowa i Doniecka – Dynamo i Szachtar.
Tak wyglądał tzw. młyn zespołu Olimpiku. Cały młyn.
Na koniec różne luźne spostrzeżenia powinnickie. Mnie zawsze ten samochód rozczula, a na drogach Winnicy był spotykany bardzo często, nawet w wersji autobusowej. Ach, nieśmiertelny ZIŁ.
Ciekawe uatrakcyjnienie nudnych barierek na moście. Tutaj w wydaniu gołąbkowym. Spotykane również np. w wydaniu kocim.
Genialne rozwiązanie ściany przystanku. W Polsce jest ona często cała zabudowana, przez co nie widać nadjeżdżającego autobusu. A na Ukrainie da się? Da.
Jeśli myśleliście, że takie zdjęcia w internecie to kiepski fotomontaż, to odpowiadam, że nie – takie przybytki istnieją naprawdę.
Winnica w żadnym wypadku nie rozczarowała, a wręcz zachęciła do dalszej eksploracji Ukrainy. Już mamy wykupione wyjazdy do Zaporoża, Dniepropietrowska i Charkowa. Polecam naszych wschodnich sąsiadów, naprawdę warto pojechać co najmniej do Kijowa.